Wkrótce, dotarliśmy na stację kolejową w Knyszynie, i rozpoczął się załadunek do podstawionych wagonów towarowych. Ludzi było mnóstwo.
Niektórzy, tak jak my, byli przywiezieni tu z zamiarem dalszego transportu, inni przychodzili, aby odprowadzić swoich bliskich, przynosząc im żywność i próbując dowiedzieć się czegoś konkretnego, na temat ostatecznego celu podróży. Szczególnie dużo ludzi było z Knyszyna. Wszyscy nawoływali się wzajemnie.
Do nas nie przychodził nikt, gdyż mało kto jeszcze wiedziała, że byliśmy wywożeni.
W pewnej chwili usłyszałam, że jedna z kobiet, rozglądając się wokół, wypowiada moje nazwisko. Podeszłam do niej i zapytałam, dlaczego mnie szuka. Była to pani Korolewska z Knyszyna, która przekazała mi wiadomość, że na torach z drugiej strony wagonów stoją - płacząca kobieta i młody mężczyzna - rozpaczliwie o mnie rozpytujący. Domyśliłam się, że to moja mama z bratem przybiegli na stację na wieść o tym, że nas wywożą.
Postanowiłam spróbować zbliżyć się do nich i porozmawiać. Zaświtała mi w głowie jedna myśl. Otóż, chciałam użyć podstępu wobec pilnującego nas strażnika i oddać mamie na wychowanie moją córeczkę Danusię. W ten sposób, próbowałam oszczędzić cierpień swemu jedynemu dziecku, związanych z niepewnym losem na tułaczce. Wymyśliłam, że muszę iść na stronę i dokonać pewnych zabiegów higienicznych względem dziecka. Ale plan się nie powiódł. Widocznie strażnik domyślił się, że chcę go oszukać i gdy tylko oddaliłam się parę kroków od wagonów, cofnął mnie z powrotem i zakazał zbliżania się w tamtą stronę. A więc, pozostało mi pogodzić się z losem.
Załadunek do wagonów trwał około trzech godzin. Wreszcie, pociąg ruszył w kierunku Białegostoku, a stamtąd do Baranowicz. Tutaj, nastąpił duży postój, spowodowany różnicą w szerokości torów kolejowych.
Postanowiłam znowu wstawić się za teściową i poprosić, aby pozwolili jej tutaj zostać, ale mój trud był daremny.
Część 4 wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz