poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Na Bliskim Wschodzie, cz.2

W Teheranie zostaliśmy zakwaterowani w domkach, przypominających szałasy. Mieliśmy wreszcie właściwą opiekę lekarską, wyżywienie i potrzebne witaminy. 



Czasami, chodziłam z garnkiem do wojska po zupę, której nigdy nam nie odmówiono. Nie było w tym nic przyjemnego, tak chodzić i prosić, ale musiałam to robić, ze względu na swoją córkę. Teraz, kiedy mąż pozostał w Rosji, tylko ja byłam odpowiedzialna za jej bezpieczeństwo i życie. Zamartwiałam się tym bardzo, jak sobie poradzę sama z małym dzieckiem w wielkim świecie. 
Ale pewnej nocy miałam dziwny sen. Przyśnił mi się mój teść, który w piękny, słoneczny poranek, wysiadł z białego samochodu przed moim domkiem i przez otwarte okno podał mi 2 chleby mówiąc, że wszystko będzie dobrze, a także żebym się nie martwiła. Myśląc, że jestem w Rosji, przerażona próbowałam mu tłumaczyć, że nie powinien tego robić, że może trafić do więzienia. Upierałam się, że za kradzież nawet kromki, ludzie byli zabijani, a cóż dopiero za dwa bochenki. Ale on, tylko się do mnie uśmiechał i ciągle powtarzał, żebym się nie martwiła. 
Obudziłam się i długo zastanawiałam , co miałby oznaczać taki sen. Zaczęłam przypominać sobie szczęśliwe czasy w  Krypnie, przed wywózką i to, jaki teść był dla mnie zawsze dobry. Pod wpływem tych wspomnień bardzo się rozczuliłam i już do rana nie zmrużyłam oczu. A kiedy wstałam, do moich drzwi zapukał nieznajomy żołnierz. Przyniósł dwa bochenki chleba ze słowami, że na pewno mi się przydadzą, gdyż już kilka razy mnie widział, idącą z garnkiem po zupę. Stanęłam w drzwiach i na chwilę zaniemówiłam. Przypomniał mi się sen. 
Po krótkiej chwili odpowiedziałam, że nie mogę mu zapłacić, ale może odwdzięczę się mu praniem. On jednak odmówił i odszedł. Jeszcze długo potem, zastanawiałam się nad tym, co mnie spotkało tego dnia. 
W mojej pamięci, głęboko zapisało się jeszcze jedno zdarzenie, związane z pobytem w Iranie. Otóż, pewnego dnia dowiedziałam się, że czwarty obóz będzie wizytowany przez gen.Władysława Sikorskiego i kto chce, będzie mógł porozmawiać. Postanowiłam, że pójdę tam, tam i spróbuję wstawić się za swoim mężem. Będę prosić o pomoc w zwolnieniu go z więzienia i dotarciu na Bliski Wschód. 
Kiedy tam się znalazłem, ludzie kolejno podchodzili do stojącego na podeście generała i zamieniali z nim kilka słów. Ja również ustawiłam się w kolejce, a kiedy przyszedł czas, zwróciłam się z tym, co miałam ułożone w głowie. 
Generał Sikorski spokojnie mnie wysłuchał, a potem odpowiedział, że chciałby stamtąd zabrać wszystkich Polaków - tych żywych i tych umarłych, ale sprawy polityczne ułożyły się tak, że nie jest już w stanie nic dla tych ludzi zrobić. 
Wróciłam do swego domku z poczuciem, że niczego nie załatwiłam, ale odczuwałam również wewnętrzną radość. Byłam wręcz szczęśliwa, że udało mi się porozmawiać z tym, któremu tak wielu Polaków zawdzięczało wolność, a nawet i życie. Wśród nich, byłam również ja i moja córeczka. 
Pełne nadziei, obie przygotowałyśmy się do kolejnego etapu naszej wędrówki. Wkrótce miała rozpocząć się dalsza ewakuacja - do Afryki. 


Fot.: By Collection of the Office of War Information - Ten image pochodzący z zasobów Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych, oddziału Prints and Photographs division jest dostępny pod numerem fsa.8e00864 (źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adys%C5%82aw_Sikorski#/media/Plik:Wladyslaw_Sikorski_2.jpg)


Apolonia Dobrzyńska, Życie moje...., Krypno 2006. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz